niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 2


Przeszłości nie da się wymazać; Przeszłość można ukryć, można ją zatuszować, zasłonić, żeby nic nie było widać – ale zawsze pozostanie świadomość tego, co jest pod spodem.

 ~Jodie Picoult~

Gdy wysiadłam z samolotu poczułam, że znowu jestem w domu. Dziwne uczucie. Przez dwa lata unikałam tego momentu, powrotu do tego miasta, a teraz…czuję się dobrze. Pierwszy raz od śmierci Maksa czuje się dobrze.            
                Nikomu nie mówiłam o swoim powrocie do Londynu. Zresztą nie miałam z nikim kontaktu od dwóch lat. Zostawiłam to życie za sobą. Jestem teraz zupełnie innym człowiekiem.
                Po wyjściu z lotniska stanęłam jak wryta. Śnieg…już zapomniałam jak wygląda śnieg. Kiedy wyjeżdżałam z Polski, było bardzo ciepło. Plus osiem stopni. A w Londynie śnieg. Po chwili skierowałam się w stronę postoju dla taksówek.         
- Anabelle! – ktoś mnie zawołał, ale to przecież niemożliwe. Nikomu nie mówiłam o swoim przyjeździe.  – Anabelle, zaczekaj! – Nie, nie przesłyszałam się, ale już dawno nikt do mnie nie nazwał „Anabelle”. Odwróciłam się, a ta stał przede mną mój były szef. Dyrektor wytwórni Jet Star Records. Byłam w szoku. Miałam nadzieję, ze nie spotkam nikogo znajomego podczas mojego krótkiego pobytu w Londynie. Przecież to ogromne miasto!
- Adam… - Tylko tyle udało mi się wydusić.
- Widzę, że jesteś w szoku.  – Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. – Chodź. Musimy porozmawiać. – Wsiedliśmy do taksówki i pojechaliśmy do mojej ulubionej kawiarni. Znajdowała się blisko wytwórni, więc odwiedzałam ją niemal codziennie. Byłam ich stałym klientem. Minęły dwa lata, a tu nic się nie zmieniło. Te same stoły, te same krzesła, ten sam wystrój….nawet obsługa była ta sama.
- Dobrze Adam, kto mnie wydał? – Wiedziałam, że ktoś musiał go powiadomić o moim przyjeździe do Londynu.
- A jeśli powiem, że byłem tam przypadkiem? – Był lekko zakłopotany. No proszę. Wielki Adam Lambert zakłopotany. Do czego to doszło?
- Nie wierzę w przypadki.  – Byłam śmiertelnie poważna, niepodobna do dawnej Any, ale je już nie ma. Odeszła.
- Zadzwonił do mnie twój brat. – Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Obstawiałam rodziców, ale Daniel? – Martwi się o ciebie. Ana, to już dwa lata. Udajesz, że wszystko jest w porządku, ale.. – Nie tego już za wiele.
- Daniel nie miał prawa wtrącać się do mojego życia.  – Byłam wściekła. – Przyjechałam do Londynu, żeby sprzedać mieszkanie i pozamykać wszystkie niedokończone sprawy. Chce jak najszybciej wrócić do domu. Mam dosyć Londynu. Tu wszystko mi go przypomina…. – Poczułam, ze w moich oczach zbierają się łzy.
- Daniel powiedział, że już nie śpiewasz, nie grasz, nie piszesz… - Westchnął zmartwiony.
- Owszem. Kiedyś to kochałam, ale chyba już straciłam serce do muzyki. – To nie była prawda, ale co miałam mu powiedzieć, że nie zasługuje na to, że to rodzaj pokuty?
- Znamy się już pięć lat. Wiem kiedy kłamiesz, ale nie będę drążył. Spotkałem się z tobą w innej sprawie. – Zaczął tajemniczo. – Mamy ostatnio trudny okres w wytwórni. Płyty się słabo sprzedają, a od dłuższego czasu nie mieliśmy nikogo nowego, kto zostałby zapamiętany przez więcej niż rok. Właściwie nasze problemy zaczęły się po twoim odejściu z wytwórni. – Do czego on zmierza? – Ana, wiem od twojego brata, że pracujesz…porzuciłaś muzykę, ale…wiem, że to trudne bez Maksa, ale….Ana, potrzebuję cię. Już nie wiem co mam zrobić. Jeśli szybko czegoś nie wymyślę, to za rok będę musiał zamknąć Jet Star Records. – Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Wielki Adam Lambert był całkowicie zagubiony i zrezygnowany. Wiele mu zawdzięczałam, ale…nie mogłam, nie potrafiłam wrócić do muzyki.
- Co miałabym zrobić? – Nie mogłam mu odmówić, bo wiele mu zawdzięczam. Dzięki niemu stałam się sławna, mogłam robić własną muzykę i poznałam Maksa.

- Najlepiej byłoby gdybyś wróciła do wytwórni na starych warunkach, ale wiem że to zbyt wiele. Mam inny pomysł…. – Przed przylotem do Londynu, nie myślałam że spotkam jeszcze Adama, że wrócę do wytwórni, ale teraz wszystko się zmieniło. Musiałam im pomóc. To w końcu moi przyjaciele. Nie utrzymywałam z nimi kontaktu, bo starałam się sobie jakoś poradzić sama ze sobą, ale bardzo ich kocham i tęskniłam za nimi. W głębi serca cieszę się z powrotu, ale wiem, że już nic nie będzie tak jak dawniej. Nie wiem czy dam radę, ale postaram się. Dla nich.

sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 1

„Muzyka jest większym objawieniem niż cała mądrość i filozofia…”~Ludwig van Beethoven~

To już dwa lata. Dwa długie samotne lata, a ja mam wrażenie jakby to było wczoraj. Tamtego dnia, jakaś część mnie, umarła razem z nim. 11 grudnia 2012 roku w wypadku samochodowym zginął mój chłopak, Maks. Kochałam go. Był nie tylko miłością mojego życia, ale także moim przyjacielem. Tamtego dnia, to ja prowadziłam. Postanowiliśmy wyjechać gdzieś za miasto, uciec na chwilę od wszechotaczającego zgiełku. Marzyliśmy o samotności…o byciu tylko we dwoje. Maks musiał wykonać jeszcze kilka telefonów, więc ustaliliśmy, że to ja tym razem będę prowadzić. Jestem…byłam dobrym kierowcą, ale…nawet nie wiem jak to się stało. Jechaliśmy. Nagle straciłam panowanie nad kierownicą, a później….obudziłam się w szpitalu. Jego już nie było. Lekarze powiedzieli, że nie cierpiał. Uderzyliśmy w drzewo. Maks zmarł na miejscu.
                Pogrzeb odbył się kilka dni później. Pamiętam, że było bardzo zimno. Przyszło dużo ludzi. Nic dziwnego, w końcu oboje z Maksem byliśmy znani w całej Anglii. Pracowaliśmy dla największej wytwórni muzycznej w Londynie. Tzw. „niesamowity duet” Anabelle i Maks. Było to tuż przed wydaniem kolejnej płyty. Wszyscy uważali, że to będzie nasz najlepszy krążek. Te kilka dni za miastem, to miał być taki czas dla nas. Miałam wkrótce wyjechać w trasę, promującą nową płytę, a Maks zostałby w wytwórni. Nie widzielibyśmy się przez trzy miesiące. Uwielbiałam moją pracę, trasy, koncerty, ale trudno było mi się z nim rozstać na tak długo. Od kilku tygodni mieszkaliśmy razem. Znaleźliśmy przytulne mieszkanie blisko Jet Star Records. Byliśmy szczęśliwi i zakochani.
                Po wypadku wszystko się zmieniło. Zostałam sama. Odgrodziłam się od wszystkich „wysokim murem”. Wyjechałam z Londynu, wróciłam do Polski i już nie byłam Anabelle, lecz zwykłą Anną Lane z Wrocławia. Starałam się żyć. Na początku nie było to łatwe. Nie byłam w Polsce cztery lata. Nie miałam czasu…ciągle byłam potrzebna w wytwórni i nie mogłam tak po prostu wyjechać. Rodzice i mój brat odwiedzali mnie dwa lub trzy razy do roku w Londynie. Na początku byli na mnie wściekli, kiedy oznajmiłam im po maturze, ze wyjeżdżam do Londynu, ale z czasem zaakceptowali mój wybór. Zobaczyli, że jestem szczęśliwa.
                Pierwsze trzy miesiące po wypadku to czarna dziura. Nie pamiętam ich…żyłam jak robot. Nic nie miało dla mnie sensu, obwiniałam się za śmierć Maksa i bardzo za nim tęskniłam. Przestałam śpiewać, grać, pisać piosenki. Wszyscy mi powtarzali, że powinnam przelać swoje uczucia na papier, że dzięki temu poczułabym się lepiej, ale ja nie mogłam. Czułam, że nie zasługuje na to, żeby poczuć się lepiej. Nie mogłam uwierzyć w to, że świat istnieje, a jego już tutaj nie ma.
- Tak dalej być nie może! – wybuchnął pewnego dnia mój tato. – Siedzisz ciągle zamknięta w swoim pokoju i gapisz się w okno! – Mama próbowała go jakoś uspokoić, ale to było na nic.  – Doskonale rozumiem, że jest ci ciężko, ale na miłość boską, tak dalej nie może być! – W tym momencie coś we mnie drgnęło.
- Rozumiesz, że jest mi ciężko?! – Wstałam i zaczęłam krzyczeć – Nie, nie masz pojęcia jak to jest stracić ukochaną osobę! – Łzy płynęły strumieniami po moich policzkach. – Nie wiesz jak to jest żyć z myślą, że… - Usiadłam, bo poczułam, że nogi za chwilę odmówią mi posłuszeństwa. – że…to przeze mnie on nie żyje. – Rozkleiłam się już do końca. Tato podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
- To nie była twoja wina kochanie. – Mówił, czule gładząc mnie po włosach. – Musisz zacząć żyć. Posłuchaj, mój znajomy, który jest prawnikiem potrzebuje asystentki. Wydaje mi się, że gdybyś zaczęła pracować…że to by ci pomogło. – Wiedziałam, że moi rodzice się o mnie martwią, więc zrobiłam to dla nich. Poszłam do pracy, ale wcześniej odwiedziłam fryzjera i kosmetyczkę. Byłam znana nie tylko w Anglii, ale też w Polsce. Musiałam zafarbować swoje piękne blond loki, które Maks uwielbiał.  Odwiedziłam jeszcze centrum handlowe i kupiłam kilka ciuchów oraz okulary, bo dotąd nosiłam soczewki. Mi było wszystko jedno jak wyglądam, ale nie chciałam, żeby ktoś mnie rozpoznał.
                Po tygodniu rozpoczęłam pracę w dużej, renomowanej kancelarii prawniczej we Wrocławiu. Odżyłam. Przynajmniej tak się wszystkim wydawało. Nie siedziałam już bezczynnie w swoim pokoju, ale każdą wolna minutę poświęcałam na pracę. Zrobiłam kilka kursów, żeby podnieść swoje kwalifikacje.         
                Nareszcie po dwóch latach jestem w stanie wrócić do Londynu i odwiedzić grób Maksa, bo właśnie się zbliża druga rocznica jego śmierci. Jestem teraz zupełnie inną osobą. Wątpię, że ktoś ze starych znajomych by mnie rozpoznał. Lecę do Londynu. Muszę sprzedać nasze wspólne mieszkanie, które stoi opustoszałe od dwóch lat. Musze pożegnać się z tamtym życiem.

Prolog

„Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”~` Mały Książę~`

Czasami wydaje mi się, że ktoś już na samym początku zaplanował moje życie i nie mam nad nim żadnej kontroli. Chyba każdy ma takie chwile, kiedy wszystko idzie nie po jego myśli i nie może nic z tym zrobić. Wszyscy mamy swoje wzloty i upadki, gorsze i lepsze dni. Kiedy zastanawiam się nad swoim życiem, to dostrzegam takie niuanse, których wcześniej nie widziałam, a może po prostu nie chciałam ich dostrzec. Kiedy patrzę na to z perspektywy czasu, to uświadamiam sobie, jaka byłam ślepa. Odkąd tylko sięgam pamięcią, najważniejsza dla mnie była muzyka. Nigdy nie miało dla mnie znaczenia, czy będę sławna. Chciałam po prostu robić to, co kocham, a jeśli przy okazji udałoby mi się coś osiągnąć w tym kierunku, to też dobrze. Miałam wszystko…i jedna chwila….jeden moment…przekreślił całe moje życie.


Mam 23 lata i nazywam się Anabelle Lane, a oto moja historia.