„Muzyka jest większym objawieniem niż cała mądrość i filozofia…”~Ludwig van Beethoven~
To już dwa lata. Dwa długie samotne lata, a ja mam wrażenie
jakby to było wczoraj. Tamtego dnia, jakaś część mnie, umarła razem z nim. 11
grudnia 2012 roku w wypadku samochodowym zginął mój chłopak, Maks. Kochałam go.
Był nie tylko miłością mojego życia, ale także moim przyjacielem. Tamtego dnia,
to ja prowadziłam. Postanowiliśmy wyjechać gdzieś za miasto, uciec na chwilę od
wszechotaczającego zgiełku. Marzyliśmy o samotności…o byciu tylko we dwoje.
Maks musiał wykonać jeszcze kilka telefonów, więc ustaliliśmy, że to ja tym
razem będę prowadzić. Jestem…byłam dobrym kierowcą, ale…nawet nie wiem jak to
się stało. Jechaliśmy. Nagle straciłam panowanie nad kierownicą, a
później….obudziłam się w szpitalu. Jego już nie było. Lekarze powiedzieli, że
nie cierpiał. Uderzyliśmy w drzewo. Maks zmarł na miejscu.
Pogrzeb
odbył się kilka dni później. Pamiętam, że było bardzo zimno. Przyszło dużo
ludzi. Nic dziwnego, w końcu oboje z Maksem byliśmy znani w całej Anglii.
Pracowaliśmy dla największej wytwórni muzycznej w Londynie. Tzw. „niesamowity
duet” Anabelle i Maks. Było to tuż przed wydaniem kolejnej płyty. Wszyscy
uważali, że to będzie nasz najlepszy krążek. Te kilka dni za miastem, to miał
być taki czas dla nas. Miałam wkrótce wyjechać w trasę, promującą nową płytę, a
Maks zostałby w wytwórni. Nie widzielibyśmy się przez trzy miesiące.
Uwielbiałam moją pracę, trasy, koncerty, ale trudno było mi się z nim rozstać
na tak długo. Od kilku tygodni mieszkaliśmy razem. Znaleźliśmy przytulne mieszkanie
blisko Jet Star Records. Byliśmy szczęśliwi i zakochani.
Po
wypadku wszystko się zmieniło. Zostałam sama. Odgrodziłam się od wszystkich „wysokim
murem”. Wyjechałam z Londynu, wróciłam do Polski i już nie byłam Anabelle, lecz
zwykłą Anną Lane z Wrocławia. Starałam się żyć. Na początku nie było to łatwe.
Nie byłam w Polsce cztery lata. Nie miałam czasu…ciągle byłam potrzebna w
wytwórni i nie mogłam tak po prostu wyjechać. Rodzice i mój brat odwiedzali mnie
dwa lub trzy razy do roku w Londynie. Na początku byli na mnie wściekli, kiedy
oznajmiłam im po maturze, ze wyjeżdżam do Londynu, ale z czasem zaakceptowali
mój wybór. Zobaczyli, że jestem szczęśliwa.
Pierwsze
trzy miesiące po wypadku to czarna dziura. Nie pamiętam ich…żyłam jak robot.
Nic nie miało dla mnie sensu, obwiniałam się za śmierć Maksa i bardzo za nim
tęskniłam. Przestałam śpiewać, grać, pisać piosenki. Wszyscy mi powtarzali, że
powinnam przelać swoje uczucia na papier, że dzięki temu poczułabym się lepiej,
ale ja nie mogłam. Czułam, że nie zasługuje na to, żeby poczuć się lepiej. Nie
mogłam uwierzyć w to, że świat istnieje, a jego już tutaj nie ma.
- Tak dalej być nie może! – wybuchnął pewnego dnia mój tato.
– Siedzisz ciągle zamknięta w swoim pokoju i gapisz się w okno! – Mama próbowała
go jakoś uspokoić, ale to było na nic. –
Doskonale rozumiem, że jest ci ciężko, ale na miłość boską, tak dalej nie może
być! – W tym momencie coś we mnie drgnęło.
- Rozumiesz, że jest mi ciężko?! – Wstałam i zaczęłam krzyczeć
– Nie, nie masz pojęcia jak to jest stracić ukochaną osobę! – Łzy płynęły strumieniami
po moich policzkach. – Nie wiesz jak to jest żyć z myślą, że… - Usiadłam, bo
poczułam, że nogi za chwilę odmówią mi posłuszeństwa. – że…to przeze mnie on
nie żyje. – Rozkleiłam się już do końca. Tato podszedł do mnie i mocno mnie
przytulił.
- To nie była twoja wina kochanie. – Mówił, czule gładząc
mnie po włosach. – Musisz zacząć żyć. Posłuchaj, mój znajomy, który jest
prawnikiem potrzebuje asystentki. Wydaje mi się, że gdybyś zaczęła pracować…że
to by ci pomogło. – Wiedziałam, że moi rodzice się o mnie martwią, więc
zrobiłam to dla nich. Poszłam do pracy, ale wcześniej odwiedziłam fryzjera i
kosmetyczkę. Byłam znana nie tylko w Anglii, ale też w Polsce. Musiałam
zafarbować swoje piękne blond loki, które Maks uwielbiał. Odwiedziłam jeszcze centrum handlowe i kupiłam
kilka ciuchów oraz okulary, bo dotąd nosiłam soczewki. Mi było wszystko jedno
jak wyglądam, ale nie chciałam, żeby ktoś mnie rozpoznał.
Po
tygodniu rozpoczęłam pracę w dużej, renomowanej kancelarii prawniczej we
Wrocławiu. Odżyłam. Przynajmniej tak się wszystkim wydawało. Nie siedziałam już
bezczynnie w swoim pokoju, ale każdą wolna minutę poświęcałam na pracę. Zrobiłam
kilka kursów, żeby podnieść swoje kwalifikacje.
Nareszcie
po dwóch latach jestem w stanie wrócić do Londynu i odwiedzić grób Maksa, bo
właśnie się zbliża druga rocznica jego śmierci. Jestem teraz zupełnie inną
osobą. Wątpię, że ktoś ze starych znajomych by mnie rozpoznał. Lecę do Londynu.
Muszę sprzedać nasze wspólne mieszkanie, które stoi opustoszałe od dwóch lat.
Musze pożegnać się z tamtym życiem.
Super blog i super opowiadanie jak masz inne blogi to podaj link lub zaproś mnie na fb
OdpowiedzUsuńTo mój stary blog....od razu mówię, że tu jest tylko część, bo przeniosłam go później na kotek.pl, ale serwis został zmieniony na plotek.pl i blog został usunięty...ale jeśli spodoba ci się to opowiadanie, to mogę dodać resztę rozdziałów :) http://milosc-sprawi-ze-oszalejesz.bloog.pl
UsuńDziękuję za miłe słowa:) Niedługo dodam kolejny rozdział :)
UsuńHej. Świetny pomysł na opowiadanie. Cieszę się, że nie jest to fantastyka, bo ostatnio natrafiam głównie na tego rodzaju opowiadania, a fantastyka do "moich" kategorii nie należy. Za obszernie nie mogę się jeszcze wypowiedzieć, bo to dopiero pierwszy rozdział, ale zapowiada się ciekawie i czekam na kolejny:))
OdpowiedzUsuń.
W wolnej chwili zapraszam do siebie:)
http://liniazyciaopowiadania.blogspot.com/
kolejny rozdział już niebawem :)
UsuńPrzyjemnie się czytało rozdział, potrafisz zaciekawić czytelnika.
OdpowiedzUsuńPrzechodzę do następnego ;)