poniedziałek, 23 lutego 2015

Rozdział 6

„Nie bój się wyjść ze swojej na pozór bezpiecznej skorupki. Poszukaj pod­po­ry w drugim człowieku, wtedy będzie łatwiej.Początki zawsze są trudne, lecz najważniejsze to wykonać pierwszy krok …”


Obudziłam się w swoim hotelowym pokoju z myślą: Jak ja nienawidzą hotelowych pokoi. Teoretycznie mam mieszkanie w Londynie, ale nie wyobrażam sobie mieszkania tam. Jeszcze nie, ale postanowiłam, ze znajdę sobie jakieś małe mieszkanko blisko wytwórni. Skoro mam tutaj trochę zostać, to nie mogę mieszkać w hotelu. Podczas śniadania znalazłam w gazecie kilka ogłoszeń. Spodobało mi się szczególnie jedno. Blisko wytwórni, tylko 10 minut spacerkiem. W sąsiedztwie był park. Idealnie. Szybko się ubrałam, zrobiłam lekki makijaż. W drodze do wytwórni, zadzwoniłam do właściciela mieszkania i umówiłam się z nim na 15.
            Wysiadłam z taksówki z zupełnie nowym nastawieniem. Miałam dobry humor. Od dawna mi się to nie zdarzało. Jakby jakiś wielki kamień spadł mi z serca. Z pozytywnym nastawieniem wpadłam do wytwórni, nieświadoma tego, że nikt nie wie o moim powrocie, ale nikt mnie nie zauważył. Wszyscy jak zwykle byli zabiegani i nie zwracali na nikogo uwagi, a ja przecież wyglądam zupełnie inaczej.
            Nie chciałam przeszkadzać Adamowi, więc poszłam poszukać Will’a. Okazało się, ze nie jest takim dupkiem. Chyba jest ok. Znośny. J Znalazłam go oczywiście w moim ulubionym studiu. Siedział i grał na pianinie jakąś strasznie smutna melodię. Tym razem to ja podsłuchiwałam.
WILL                                                                           
I walked across an empty land
I knew the pathway like the back of my hand
I felt the earth beneath my feet
Sat by the river and it made me complete 
Rozpoznałam ją po chwili. To jedna z moich piosenek. Dawno jej nie słyszałam. Ta piosenka to była pierwsza piosenka, którą napisałam razem z Maksem. Podeszłam do pianina i zaczęłam śpiewać razem z Will’em.
RAZEM:
Oh simple thing where have you gone
I'm getting old and I need something to rely on
So tell me when you're gonna let me in
I'm getting tired and I need somewhere to begin 
ANA:
I came across a fallen tree
I felt the branches of it looking at me?
Is this the place we used to love?
Is this the place that I've been dreaming of? 
RAZEM:

Oh simple thing where have you gone
I'm getting old and I need something to rely on
So tell me when you're gonna let me in
I'm getting tired and I need somewhere to begin 

And if you have a minute why don't we go
Talk about it somewhere only we know?
This could be the end of everything
So why don't we go
Somewhere only we know? 
WILL:

Oh simple thing where have you gone
I'm getting old and I need something to rely on
ANA:

So tell me when you're gonna let me in
I'm getting tired and I need somewhere to begin 
RAZEM:

And if you have a minute why don't we go
Talk about it somewhere only we know?
This could be the end of everything
So why don't we go
So why don't we go

This could be the end of everything
So why don't we go
Somewhere only we know?

TŁUMACZENIE:
Przechadzałem się po opuszczonej ziemi,
Znałem tę ścieżkę jak własną kieszeń.
Poczułem ziemię pod stopami,
Usiadłem nad rzeką i to mnie uspokoiło.

Och, prosta rzeczy, gdzie się podziewasz?
Starzeję się i potrzebuję czegoś, na czym mogę się wesprzeć,
Powiedz mi, kiedy mnie wpuścisz,
To zaczyna mnie męczyć, a potrzebuję czegoś, od czego mogę zacząć.

Przeszedłem obok powalonego drzewa,
Czuję, że te gałęzie na mnie patrzą.
Czy to jest to miejsce, które ukochaliśmy?
Czy to jest to wymarzone miejsce?

Och, prosta rzeczy, gdzie się podziewasz?
Starzeję się i potrzebuję czegoś, na czym mogę się wesprzeć,
Powiedz mi, kiedy mnie wpuścisz,
To zaczyna mnie męczyć, a potrzebuję czegoś, od czego mogę zacząć.

Więc jeśli masz chwilę to czemu się tam nie wybierzemy,
Nie porozmawiamy w miejscu, które znamy tylko my.
To może być koniec wszystkiego,
Dlaczego więc nie pójdziemy do miejsca, które znamy tylko my,
Miejsca, które znamy tylko my.

Och, prosta rzeczy, gdzie się podziewasz?
Starzeję się i potrzebuję czegoś, na czym mogę się wesprzeć,
Powiedz mi, kiedy mnie wpuścisz,
To zaczyna mnie męczyć, a potrzebuję czegoś, od czego mogę zacząć.
Więc jeśli masz chwilę to czemu się tam nie wybierzemy,
Nie porozmawiamy w miejscu, które znamy tylko my.
To może być koniec wszystkiego,
Dlaczego więc nie pójdziemy do miejsca,

Hmmm ohhhh,

To może być koniec wszystkiego,
Dlaczego więc nie pójdziemy do miejsca, które znamy tylko my,
Miejsca, które znamy tylko my?
Miejsca, które znamy tylko my.



Skończyliśmy śpiewać. Will był szczęśliwy, choć niepewny mojej reakcji, ale ja byłam szczęśliwa i uśmiechałam się do niego jak szaleniec. Siedzieliśmy tak przez chwilę, lecz nagle zorientowaliśmy się, ze przygląda nam się cała wytwórnia. Wszyscy najwyraźniej byli w szoku. Kilka osób mnie rozpoznało. Liczyłam się z tym, że moi przyjaciele mogą mieć mi za złe, że się do nich nie odzywałam tyle czasu. Nie winie ich za to. Zachowałam się źle, ale wtedy nie widziałam innego wyjścia. Pierwszy odezwał się Will, widząc moje skrępowanie.
- Koniec przedstawienia, nic już więcej nie zagramy, nie bójcie się. -  Próbował rozładować napięcie, które ciężko unosiło się w powietrzu. Wszyscy wrócili do pracy, wszyscy z wyjątkiem Mii. Mia to moja przyjaciółka. Widziałam jej wzrok, przepełniony bólem. Will dyskretnie się ulotnił i zostawił nas same.
- Witaj. – Odezwałam się pierwsza.
- Cześć. – Odpowiedziała. – Zawsze lubiłam te piosenkę.
- Tak, ja też. – Żadna z nas nie wiedziała co ma powiedzieć. Minęło tyle czasu.  – Mia..ja..tak bardzo cie przepraszam. – Wydusiłam z siebie w końcu. Mia podeszła do mnie bez słowa i mnie przytuliła…stałyśmy tak bardzo długo i płakałyśmy.
- Cieszę się, ze wróciłaś. – Powiedziała po chwili.

            Siedziałyśmy bardzo długo i rozmawiałyśmy. Opowiedziałam jej co się ze mną działo przez ostatnie dwa lata. Nie było tego dużo, jednak okazało się, że w życiu Mii zaszło dużo zmian. Mia wzięła ślub z Nick’iem. Kiedy mieliśmy wypadek z Maksem, coś zaczęło między nimi iskrzyć, ale nie spodziewałam się, ze są teraz małżeństwem. Mia wyznała mi także w sekrecie, że spodziewają się dziecka. To taka wspaniała nowina. Nie mogłam w to uwierzyć. Cieszyłam się, że znowu jesteśmy razem. Mia była…jest moją najlepsza przyjaciółką.
            Niestety nasze ploteczki przerwał Adam, przypominając nam, że jesteśmy w pracy. Mia wróciła do swoich zajęć, a ja zostałam w studiu. Usiadłam przy pianinie i zaczęłam grać jakąś melodię. Po jakimś czasie wrócił Will.
- Jak się dzisiaj czujesz?  - Zapytał.
- Dobrze. O 15 jestem umówiona z właścicielem mieszkania.  – Will zaczął się śmiać, a ja nie wiedziałam dlaczego. – O co ci chodzi? Nie chcę mieszkać w hotelu, co w tym takiego śmiesznego? – Zapytałam lekko zirytowana.
- Wiesz, złośnico…ja też jestem umówiony o 15. Jakaś zdesperowana kobieta, która nienawidzi hoteli, chce wynająć ode mnie mieszkanie. -  Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami. Po chwili ja również zaczęłam się śmiać. – To co, chcesz czekać do 15, czy idziemy teraz? Później, jeśli spodoba ci sie mieszkanie, to zapraszam Panią na obiad.  -  Powiedział z łobuzerskim uśmiechem.
- Mam rozumieć, że jak nie wynajmę od ciebie mieszkania, to nici z obiadu? – Zapytałam, gdy szliśmy w stronę biura Adama.
- Zastanowię się. – Powiedział, otwierając drzwi. Adam jak zwykle siedział przy swoim biurku, zawalonym papierami i rozmawiał przez telefon.
- Cześć szefie. – Powiedziałam wesoło, a Adam aż z wrażenia odłożył słuchawkę. – Opuszczamy stanowisko pracy na jakieś dwie godziny. – Powiedziałam poważnie. Tzn. chciałam, żeby tak to zabrzmiało, ale chyba nie wyszło mi to najlepiej, bo Will zaczął się śmiać, za co dostał ode mnie kuksańca.
- Szefie, składam oficjalną skargę. To znęcanie się nad współpracownikiem. – Jemu też jakoś nie wyszedł ten „poważny ton” i teraz zaczęliśmy się śmiać razem, a Adam patrzył na nas zszokowany. – Zasłużył sobie. – Powiedziałam w swojej obronie. – Także, za dwie godziny wracamy. – To powiedziawszy, wyszliśmy…zostawiając zszokowanego Adama.
            Mieszkanie było cudowne. Nie było duże, ale posiadało sypialnie i mały salonik z kuchnią. Przede wszystkim było jasne, słoneczne, ale jednocześnie przytulne. Czegoś takiego potrzebowałam, już czułam się tutaj jak u siebie w domu.
- To kiedy podpisujemy umowę? – Zapytał Will.
- A czy ja powiedziałam, że mi się podoba? – Zaczęłam się z nim droczyć.
- Wiesz co, chyba tylko kompletny idiota by się nie domyślił, że to mieszkanie ci się podoba. – Zaczęliśmy się śmiać.
- Tak, masz rację, jest idealne. – Powiedziałam w zamyśleniu. – Teraz pozostaje tylko pytanie, czy mnie na nie stać? – Wiedziałam, że nie będzie tanie, a ja nie miałam dużo zasobów.
- Myślę, że się dogadamy. – Powiedział tajemniczo.
- Nie, Will…ja mówię serio. Mam skromny budżet. Jak wiesz przez ostatnie dwa lata nie byłam „gwiazdą”. Pracowałam jako asystentka w kancelarii prawniczej. Dlatego ponawiam pytanie, ile chcesz za wynajem tego mieszkania? – Zrobiło mi się troszeczkę smutno, bo już pokochałam to miejsce, ale wiedziałam, ze nie będzie mnie na nie stać.
- Umówmy się tak. Opłacasz rachunki i opiekujesz się mieszkaniem i jesteśmy na razie kwita. Od czasu do czasu zaprosisz mnie na obiad. – Puścił mi oczko. – A, ja pogadam o tym z Adamem. – Powiedział podając mi kluczę.
- Z Adamem?  - Nie zrozumiałam go.
- Tak, wiem że wytwórnia ma kłopoty, ale Ana ty też nie jesteś instytucją charytatywną i coś ci się należy za pomoc. – Will wcisnął mi klucze. Miał racje, ale nie chciałam wykorzystywać Adama. Mam wyrzuty sumienia, ze porzuciłam wytwórnię dwa lata temu. Czuję się winna, że Jet Star Records ma teraz problemy.
- Dobrze, zgadzam się. – Jednak chyba nie mam innego wyjścia.
            Po bardzo smacznym obiedzie w przytulnej włoskiej knajpce i wizycie w moim hotelu, w celu zabrania moich bagaży, wróciliśmy do wytwórni. Mieliśmy plan na znalezienie nowej gwiazdy dla wytwórni. W bardzo dobrych nastrojach weszliśmy do biura Adama, jednak on zdecydowanie nie miał wesołej miny.



*******
Kochani, kolejny rozdział! Dzisiaj kończę 20 lat i postanowiłam zrobić sobie i wam prezent w postaci nowego rozdziału. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Miłego czytania. Piszcie czy wam się podoba to co piszę...komentujcie :) 

Niebawem kolejny rozdział :)

piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 5

„Przeszłość każdego człowieka 
jest w nim zamknięta jak karty książki,
którą on zna na pamięć,
a przyjaciele mogą przeczytać tylko tytuł.”   ~Virginia Wolf~


Z moich oczu popłynęły łzy. Poczułam ulgę. Tak bardzo tęskniłam za muzyką. Od tak dawna nie czułam cię tak dobrze….jak w domu. Nawet nie zauważyłam, że ktoś mnie obserwuje. To Był Will.
- Co ty tutaj robisz? – Zapytałam, ocierając łzy.
- To było wspaniałe. – Powiedział i podszedł bliżej. Usiadł koło mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Nie śpiewałam od dwóch lat. Dzisiaj to tylko wyjątek, który już się więcej nie powtórzy. – Powiedziałam to ostrzej niż chciałam. Na moją twarz znowu powróciła maska tak mi doskonale znana, która towarzyszy mi od lat. Dzisiaj….to tylko chwila słabości, na którą nie mogę sobie już nigdy pozwolić.
- Dlaczego?  - Zapytał, kiedy zaczęłam się zbierać do wyjścia.
- Nie rozumiem. – Każdy normalny człowiek zostawiłby mnie w spokoju, ale nie on.
- Dlaczego taka jesteś? Dlaczego się ukrywasz? – Zapytał, a ja nie wiedziałam co odpowiedzieć, ale on nie czekał na moją odpowiedź. – Muzyka to dar. To co grałaś…To samolubne pozbawiać tego innych, nie dzielić się takim darem z nimi.  – Byłam w lekkim szoku. – Uciekasz….chowasz się…- Spogląda mi prosto w oczy. – Ana, czego się boisz? – To pytanie wyrwało mnie z odrętwienia i szoku w jakim byłam.
- Kim ty jesteś, żeby mnie oceniać?! Co ty sobie myślisz?! Że co?! Że mnie znasz?! – Byłam wściekła. Jakim prawiem on mnie ocenia. – Nic o mnie nie wiesz! Nic! Nie masz prawa mnie oceniać! Zachowaj te bajeczki dla kogoś innego! – Will nie był zaszokowany. Stał i uśmiechał się, zadowolony z siebie. Ten uśmieszek jeszcze bardziej mnie rozwścieczył. Wstałam i wyszłam, trzaskając drzwiami.

                Wybiegłam ze studia, prawie zderzając się z Adamem.
- Ana, co się stało? – Nie odpowiedziałam mu. Byłam za bardzo wściekła. Nie chciałam pokłócić się jeszcze z nim. Obiecałam, ze mu pomogę, ale w tym momencie jakoś nie wyobrażam sobie współpracy z Will’em. Co mnie wgl podkusiło, żeby grać na tym fortepianie?!

W WYTWÓRNI

- Will, co ty zrobiłeś Anie? -  Zapytał mnie zaniepokojony Adam. Wiedziałem, ze on i „Tajemnicza Ana” są przyjaciółmi.
- Nic. Rozmawialiśmy. Powiedziałem, ze to co grała było niesamowite i… - Adam zaszokowany przerwał mi w połowie zdania.
- Ona grała?! Jak to grała?! – Krzyczał podekscytowany Adam, niedowierzając temu co mówie. Zbił mnie tym troszeczkę z tropu.
- Tak grała…i śpiewała. – Zobaczyłem w oczach swojego szefa…łzy? – Adam, o co chodzi? Kim ona jest? – Musiałem w końcu zadać to pytanie.
- Naprawdę jej nie poznałeś? – Zapytał już trochę spokojniej Adam. Wyraźnie spadł mu kamień z serca. – To Ana Lane…lub jak ktoś woli Anabelle. Duma naszej wytwórni. – Tak, teraz to wszystko zaczęło układać się w całość. To ona. Zacząłem pracować w wytwórni tuż po tym strasznym wypadku. Nigdy jej nie poznałem, ale oczywiście wiem kim ona jest.

                Mój telefon ciągle dzwonił. W końcu postanowiłam go wyłączyć. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Wiedziałam, że to dzwoni Adam, żeby zapytać co się stało. Niech mu wytłumaczy ten dupek.
                Szłam przed siebie, nie wiadomo dokąd i w jakim celu. I tak ta moja wściekłość doprowadziła mnie na cmentarz. Nie było mnie tu od pogrzebu. Może ja rzeczywiście uciekam i jestem tchórzem? Może Will miał rację?
                Usiadłam na ławeczce obok grobu Maksa. Były tam świeże kwiaty. Nic dziwnego, przecież dzisiaj jest rocznica jego śmierci. Na nagrobku widniał napis….Maksymilian John Miller ur. 15 maja 1987 r….zm. 11 grudnia 2012r….a pod spodem był cytat : „Będę cię kochać do końca życia. A jeżeli jest coś po­tem, będę cię kochać także po śmier­ci. Czy mnie rozumiesz? „ – Jonathan Carroll
                To był cytat, który…powiedział mi to…to było jego pierwsze wyznanie miłości. Jego ulubiony cytat…mój także. Znowu zaczęłam płakać. Tak bardzo za nim tęsknię. Nigdy nie byłam bardzo religijna…nie mówiłam do nagrobku, ale….
- Cześć, kochanie…dawno mnie tutaj nie było. – Mówiłam z zaciśniętym gardłem, a strumienie łez spływały po moich policzkach.- Pewnie myślałeś, że już o tobie nie pamiętam, ale to nieprawda….Bardzo za tobą tęsknie….brakuje mi ciebie. Nie tylko ty umarłeś tamtego dnia…ja także. – Poczułam czyjąś obecność za mną. Ktoś usiadł po chwili obok mnie….to był Will.


- Kochanie, znowu się spóźnimy do wytwórni, pospiesz się! – poganiał mnie jak zwykle Maks. Odkąd mieszkamy razem ciągle spóźniamy się do pracy. Nawet Adam pogroził nam ostatnio, że potrąci nam z pensji za te spóźnienia.
- Już, już….spieszę się. – Maks stał w najlepsze i przyglądał mi się jak biegam po mieszkaniu.
- Oj, kochanie…jesteś niemożliwa…czekam w samochodzie. – Maks wyszedł z mieszkania, a ja po 10 minutach byłam nareszcie gotowa i pojechaliśmy do wytwórni. Oczywiście spóźniliśmy się.


Ta poranna krzątanina i rutyna, w którą w pewnym momencie wpadliśmy, której tak bardzo nienawidziłam….tęsknię za tym. Odpłynęłam na chwilę w moich wspomnieniach i zapomniałam, ze obok mnie nadal siedzi Will.
- Co ty tutaj robisz? – Zapytałam, ocierając łzy.
- Siedzę. – Odpowiedział przekornie.
- Nie, po co tu przyszedłeś? – Zapytałam lekko zirytowana.
- Chciałem przeprosić. – Odpowiedział po chwili.
- Skąd wiedziałeś, że tutaj jestem? – Zapytałam z ciekawości.
- Adam powiedział mi, ze dzisiaj jest ten dzień, rocznica. – Wydawało mi się, ze jest lekko zakłopotany i nie wie jak ma się zachować. – Powiedział, ze możesz tutaj być. – Dokończył po chwili.
- Nie wiem dlaczego tutaj jestem. – Powiedziałam bez zastanowienia. – Nie chciałam tutaj dzisiaj przychodzić, nie było mnie tutaj od pogrzebu, ale jakimś cudem znalazłam się właśnie tutaj. – Myślałam na głos, a Will się nie odzywał. – To takie dziwne…to wszystko. Przyjechałam do Londynu, żeby raz na zawsze pożegnać się z przeszłością…myślałam, ze ze mną już wszystko dobrze, ale….- westchnęłam – Wiesz co mnie najbardziej w tobie wkurza? – Zapytała spoglądając na niego, a on odwrócił się i popatrzył z zainteresowaniem na mnie. – Że miałeś rację….miałeś cholerną rację….przez dwa lata uciekałam…zakopałam swoją przeszłość głęboko…i uciekałam jak tchórz. – Rozryczałam się już na całego. Will nic nie powiedział tylko objął mnie i przytulił, a ja płakałam. Siedzieliśmy tak bardzo długo aż się całkowicie uspokoiłam….potem siedzieliśmy nadal, bo dawno nie czułam się tak dobrze i bezpiecznie…wspominałam szczęśliwe chwile z Maksem…żegnałam się z nim. Muszę znowu zacząć żyć. Nie będzie to łatwe, ale spróbuję…dla niego…wiem, ze on by tego chciał.

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 4

''Rzucić nie jest trudno. Trudno jest zdecydować się na rzucenie. Kiedy zrobisz ten mentalny krok, reszta jest prosta"



Wchodząc do gabinetu Adama, można było poczuć ducha muzyki. Na ścianach było pełno regałów, na których było tysiące płyt winylowych. Kiedy pracowałam w studiu bardzo często tutaj przesiadywałam. Adam nie miał nic przeciwko temu, a nawet dostałam od niego zapasowy klucz. To była moja świątynia. Na ścianie, na honorowym miejscu wisiały wszystkie moje płyty...nasze płyty. Pamiętam te początki, kiedy nieustannie się kłóciliśmy, dosłownie o wszystko. Żadne z nas nie potrafiło odpuścić. Teraz z perspektywy czasu….oddałabym wszystko za te nasz kłótnie.
- Ana? Odpłynęłaś?- Ocknęłam się…Adam przyglądał mi się z tym swoim opiekuńczym, zmartwionym spojrzeniem.
- Chyba, na chwilę…Przepraszam. – Usiadłam na kanapie i zaczęłam się bardzo dokładnie przyglądać swoim dłoniom, jakby były bardzo interesujące. – Przypomniały mi się moje początki w wytwórni. – Adam uśmiechnął się pod nosem, tak on też to pamiętał. Nieźle daliśmy mu wtedy popalić.
- Tak, pamiętam, że już pierwszego dnia Maks groził, że odejdzie z pracy. – Oboje zaczęliśmy się śmiać.

Maks rozwścieczony wszedł do mojego biura. Nigdy nie widziałem go w takim stanie. Zawsze był opanowany, czasami coś go potrafiło zirytować, ale nigdy tego nie okazywał.
- Adam, albo ona albo ja! – Byłem w szoku. Co zrobiła to nieśmiała dziewczyna, że doprowadziła go do takiego stanu? – Ona jest niemożliwa! Źle wychowana! Kwestionuje moje zdanie! Jest beznadziejna! Tak się nie da pracować! – Czułem, że Maks zaczyna się dopiero rozkręcać. Jednak nie przewidziałem jednego.
- Jeśli uważasz, że jestem taka okropna, to ok! Odchodzę! –Ana… Obydwaj byliśmy w lekkim szoku. Takiego obrotu spraw nie spodziewał się żaden z nas. I tak oto ta mała, nieśmiała kruszynka zostawiła nas zaszokowanych w moim gabinecie.
- Maks, masz dwie możliwości. – Zacząłem spokojnie. – Albo jakoś naprawisz tę sytuację .
- Albo? – Ponaglał mnie Maks.                
- Albo pakujesz swoje manatki i już tu nie pracujesz! Ja nie mam czasu na jakieś wasze kłótnie. Wytwórnia ma teraz bardzo ciężki okres i nie stać nas na jakieś wasze kaprysy! A już na pewno nie stać nas na utratę Any, która bardzo dobrze się zapowiada! – Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na oniemiałego Maksa -  Masz czas do jutra, a teraz przepraszam, ale mam spotkanie. – Maks wyszedł bez słowa z mojego gabinetu, a dwa dni później wróciła Ana.

- Dobrze koniec tych wspomnień, nie po to tutaj przyszłam. – Zaczęłam, chciałam jak najszybciej opuścić wytwórnię.
- Tak, Ana jak już ci wspominałem, mamy problemy finansowe i uratuje nas tylko i wyłącznie jakiś nowy, dobrze rokujący artysta. Od zawsze miałaś do tego swego rodzaju „wyczucie”. – Spojrzał na mnie znacząco. – Chciałbym cię prosić, żebyś mi pomogła znaleźć taką osobę. Will ci pomoże. – Obawiałam się, ze będzie naciskał na mój powrót do muzyka, ale musze przyznać, że miło mnie zaskoczył.
- Ok, Adam. Na to mogę się zgodzić, ale ostateczną decyzję podejmiesz ty. – Pożegnałam się z Adamem i wyszłam.
            Miałam nadzieję, że nie natknę się już dzisiaj na Willa. Chciałam zajrzeć jeszcze w jedno miejsca, zanim wyjdę z wytwórni. W całym Jet Star Records były cztery studia. Maks i ja mieliśmy jedno, które wszyscy nazywali naszym „gniazdkiem”. Potrafiliśmy z niego nie wychodzić tygodniami. Jedliśmy tam, spaliśmy i tworzyliśmy. To było nasze studio, studio B. Wszyscy się dziwili, dlaczego właśnie tutaj tak lubimy nagrywać, bo nie było to ani najnowsze studio, ani najnowocześniejsze, ale dla mnie było idealne.
            Teraz stojąc przed tymi drzwiami kolejny raz w swoim życiu, bałam się nacisnąć klamkę. Wejdę tam i co? Przecież jego tam już nie ma…i nigdy nie będzie. Jakoś nie wyobrażam sobie tego studia bez Maksa. Nie byłam tutaj od…ostatni raz byłam tutaj właśnie z nim, dzień przed wypadkiem.
            Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka. Nic się nie zmieniło. Na środku stał fortepian, przy którym tak często tworzyliśmy. To tutaj pierwszy raz mnie pocałował. Byłam strasznie zdenerwowana, bo mieliśmy tylko kilka godzin na dokończenie piosenki, a nic nam nie wychodziło. Kiedy jestem zdenerwowana to włącza mi się tzw. „słowotok”. Maks, żeby przerwać moją paplaninę, pocałował mnie. Podziałało.
            Podeszłam do fortepianu i dotknęłam go delikatnie. Otworzyłam pokrywę i przejechałam delikatnie ręką po klawiaturze, a z instrumentu wydobyły się dźwięki. Był perfekcyjnie nastrojony. Maks miał bzika na tym punkcie. Usiadłam na krzesełku i położyłam ręce na klawiszach. Tak dawno nie grałam, ale teraz. To druga rocznica śmierci Maksa….zrobiłam to dla niego. To nasza ostatnia wspólna piosenka, której jeszcze nikt nie słyszał  nikt nie usłyszy.
            Z fortepianu popłynęły dźwięki, a z moich ust słowa….

You got me looking
So crazy, my baby
I'm not myself lately,
I'm foolish I don't do this
I've been playing myself,
Baby, I don't care
Baby your love's got the best of me
Your love's got the best of me
Baby your love's got the best of me
Baby you're making a fool of me
You got me sprung out and I don't care who sees
Cause baby you got me
You got me
Oh you got me
You got me

I look and stare so deep in your eyes
I touch on you more and more everytime
When you leave I'm begging you not to go
Call your name two, three times in a row
Such a funny thing for me to try to explain
How I'm feeling and my pride is the one to blame.
Yeah, I still don't understand,
Just how your love can do what no one else can.

Got me looking so crazy right now, your love's
Got me looking so crazy right now 
Got me looking so crazy right now, your touch
Got me looking so crazy right now 
(your love)
Hoping you'll save me right now, your kiss
Got me hoping you'll save me right now
Looking so crazy in love
Got me looking, got me looking so crazy in love

Got me looking so crazy right now, your love's
Got me looking so crazy right now 
Got me looking so crazy right now, your touch
Got me looking so crazy right now 
(your love)
Got me hoping you'll save me right now, your kiss
Got me hoping you'll save me right now
Looking so crazy in love
Got me looking, got me looking so crazy in love

TŁUMACZENIE:
Patrzę i wpatruję się głęboko w twoje oczy,
Dotykam cię bardziej i bardziej z każdym razem.
Gdy odchodzisz, błagam byś został,
Wołam Cię po dwa, trzy razy z rzędu.
To dla mnie takie zabawne próbować wytłumaczyć,
Jak się czuję i tylko dumę mogę za to winić.
Tak, bo wciąż nie rozumiem,
Jak twoja miłość może zrobić to czego nie dokonał nikt.

Sprawiasz, że wyglądam teraz na szaloną,
Twoja miłość sprawia, że wyglądam teraz na szaloną, oh. 
Sprawiasz, że wyglądam teraz na szaloną,
Twój dotyk sprawia, że wyglądam teraz na szaloną, oh.
Sprawia, że mam nadzieję, że mnie teraz wezwiesz,
Twój pocałunek sprawia, że mam nadzieję, że mnie teraz ocalisz.
Wyglądam na szaloną, twoja miłość,
Sprawia że wygląda, sprawia że wyglądam na szaloną.

Kiedy rozmawiam z przyjaciółmi tak cicho,
'Kim on myśli że jest?' patrz co mi zrobiłeś.
Trampki, nie muszę nawet kupić nowej sukienki, 
Nie ma Ciebie, to po co mam się stroić. 
To sposób w jaki wiedziałeś co ja wiedziałam,
To bicie mego serca przyśpiesza, gdy jestem z Tobą.
Ale ja wciąż nie rozumiem,
Jak twoja miłość może zrobić to czego nie dokonał nikt.

Sprawiasz, że wyglądam teraz na szaloną,
Twoja miłość sprawia, że wyglądam teraz na szaloną, oh. 
Sprawiasz, że wyglądam teraz na szaloną,
Twój dotyk sprawia, że wyglądam teraz na szaloną, oh.
Sprawia, że mam nadzieję, że mnie teraz ocalisz,
Twój pocałunek sprawia, że mam nadzieję, że mnie teraz ocalisz.
Wyglądam na szaloną, twoja miłość,
Sprawia że wygląda, sprawia że wyglądam na szaloną.

Sprawiasz, że wyglądam teraz na szaloną,
Twój dotyk sprawia, że wyglądam teraz na szaloną, oh.
Sprawia, że mam nadzieję, że mnie teraz ocalisz,
Twój pocałunek sprawia, że mam nadzieję, że mnie teraz ocalisz.
Wyglądam na szaloną, twoja miłość,
Sprawia że wygląda, sprawia że wyglądam na szaloną




Kochani, nowy rozdział:) I teraz tak....
Po pierwsze przepraszam, że znowu taki krótki rozdział.

Po drugie chciałam wytłumaczyć się dlaczego ta piosenka i akurat to wykonanie. Wiem, że ostatnio zrobiło się dużo szumu wokół tego filmu itd., ale tak szczerze, nie jestem fanką tej książki...przebrnęłam tylko przez pierwsze 20 stron? Filmu też nie oglądałam i jakoś mnie chyba do niego nie ciągnie. Kolejną ciekawostką jest fakt, że nigdy nie przepadałam za tą piosenką, ale muszę przyznać, że to wykonanie bardzo przypadło mi do gustu i akurat ta piosenka wydała mi się odpowiednia. Co wy o tym myślicie? 

Postaram się, żeby następny rozdział był już dłuższy i mam nadzieję, ze dodam go do końca tygodnia:)

Bardzo dziękuję za miłe komentarze. Cieszę się, że podoba wam się to co piszę:)

sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 3

Tak bardzo nienawidzę, gdy przychodzisz do mnie w snach, a jednocześnie wstając próbuje zamknąć powieki…żeby wszystko wróciło…


Zatrzymałam się w hotelu. Po rozmowie z Adamem musiałam sobie wszystko jeszcze raz poukładać  i przemyśleć. Przyjeżdżając tu miałam określony cel, ale  teraz….teraz wszystko się zmieniło. Nie mogłam się zdobyć na to, żeby spędzić tę noc w naszym dawnym mieszkaniu… Jutro druga rocznica jego śmierci…
            Każdego dnia przypominam sobie jedno wspomnienie o nim i odtwarzam je tak w kółko w  mojej głowie, aż nie przypomnę sobie wszystkich szczegółów. To pozwala mi normalnie funkcjonować. Wiem, ze powinnam nauczyć się żyć bez niego, ale chyba nie potrafię….jeszcze nie teraz. Na razie tak staram się funkcjonować. Nie potrafię inaczej. Tylko wspomnienia o nim, utrzymują mnie przy życiu.  Po jego śmierci, czułam się jakby ktoś razem z nim, zabrał cząstkę mnie. Mam uczucie pustki. Trudno to opisać. Kiedyś wszystkie swoje uczucia przelewałam na papier. Moją terapią były koncerty. Dzięki muzyce mogłam wyrazić to co czuje…ból, smutek, strach, niepewność, szczęście, rozczarowanie, miłość…. Tylko teraz czuje, ze skoro on nie żyje, to ja nie mam prawa tworzyć bez niego. Na początku próbowałam coś napisać, bo wydawało mi się, ze to mi pomoże, da ukojenie. To co czuje….tego nie da ubrać się w słowa. Zamknęłam moje uczucia gdzieś głęboko w sobie, w malutkim pudełeczku, którego nie chce otworzyć. Nie chce czuć bólu, który był nie do zniesienia. Wynik tego równania jest prosty. Nie chcę czuć, więc nie mogę pisać, śpiewać, bo muzyka to uczucia i emocje. Wydaje mi się, ze to właśnie ta cząstka mnie, umarła razem z Maksem, ta która tworzyła i kochała muzykę. Tamtej Anabelle już nie ma. Teraz jest Ana i w jej życiu nie ma miejsca na muzykę. Dlaczego w takim razie zrobiłam wyjątek dla Adama? Nie wiem. Boję się tego powrotu. Boją się, że otworzą się świeżo zagojone rany, jednak wiele mu zawdzięczam i musiałam to zrobić.
           
            Obudziłam się wcześniej niż zwykle. Nienawidzę hoteli, to pewnie dlatego. Wstałam, ubrałam się i ruszyłam na zwiedzanie Londynu. Mieszkałam tu bardzo długo, Londyn był moim domem, ale teraz go prawie nie poznaję. Tak wiele się tutaj zmieniło. Ja się zmieniłam, moje życie się zmieniło. Nic nie jest takie samo jak dawniej.
            Zjadłam śniadanie w jednej z moich ulubionych restauracji i pojechałam do wytwórni. Droga strasznie mi się dłużyła, bo chciałam mieć to już za sobą. Nie jestem tchórzem, ale hymmm ….
            Wysiadłam z taksówki i stałam prawie pół godziny przed wytwórnią i gapiłam się na wielki napis JET STAR RECORDS.  Doskonale pamiętam swój pierwszy dzień tutaj. Niezwyciężona i nieposkromiona Ania. Już pierwszego dnia pokłóciłam się z Maksem. Obraził mnie i moją muzykę. Chciałam odejść. Urażona duma itd. Maks był po prostu zły, że Adam przydzielił mu do współpracy taką małolatę jak ja.
            Moje rozmyślania przerwał klakson samochodu. „Dalej Ana, dasz radę!” Tak sobie powtarzałam. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi do mojej przeszłości.
            Studio było puste. Nic dziwnego była dopiero 8 rano, a Adam mówił, że wczoraj była jakaś impreza. No nie ważne…to nawet lepiej. Cisza, spokój. Tak jest lepiej. Mogę na spokojnie posiedzieć i pomyśleć.
            Nic się nie zmieniło…wszystko było takie jak zapamiętałam…no może poza paroma drobnymi szczegółami. Bardzo bałam się tej chwili, bałam się, ze ból, który tak długo tłumiłam w sobie, że te wszystkie uczucia będą chciały wydostać się na zewnątrz i nie dam sobie z tym rady. Tak się nie stało. Poczułam coś w rodzaju ulgi? Tak, tak to chyba można nazwać. Porzuciłam Londyn i wyjechałam bez słowa, bez pożegnania. Zostawiłam tu tysiące niedokończonych spraw. Teraz muszę się z tym wszystkim zmierzyć. Zbyt długo odkładałam przyjazd do Londynu. Pamiętam jak mój psycholog powiedział, że nigdy nie ułożę sobie życia na nowo, jeśli będę żyć przeszłością i zostawię niezałatwione sprawy, które będą cały czas za mną podążać.
- Co pani tutaj robi? – Nagle usłyszałam za sobą czyjś głos. Poczułam się, jakby ktoś mnie „przyłapał”.
- Ja… - Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Chyba pierwszy raz w moim życiu.
- Tak, pani. Chciała pani coś ukraść?- Mężczyzna patrzył na mnie podejrzliwie.
- Nie, ja… - I z opresji wybawił mnie mój kochany przyjaciel Adam, który wyłonił się ze swojego gabinetu.
- Ana! Jak dobrze cię widzieć! Myślałem, ze się rozmyślisz. – Adam autentycznie ucieszył się na mój widok i uściskał, a ów mężczyzna stał obok mnie chyba trochę zbity z tropu.
- Adam. – Uściskałam go także. – Wiesz, ze dotrzymuję danego słowa. – Potem przypomniałam sobie, że rzuciłam wytwórnię bez słowa i zostawiłam ich na lodzie. – Prawie zawsze. – Dodałam ciszej i spojrzałam wymownie na mojego przyjaciela.
- Ach, tak. – Spojrzał na szatyna, stojącego obok mnie, który przyglądał i przysłuchiwał się naszej wymianie zdań. – Anno, to Will. Williamie to Ana. – Przedstawił nas sobie. -  Will zajmuje się…jest.. – Adam zaczął się jąkać?
- Miło mi. – Podał mi rękę, jednak dalej przyglądał mi se badawczo. – Jestem producentem. Pracuje prawie dwa lata. – Powiedział to jakby nigdy nic, a ja w sercu poczułam ból. „A więc to on zastąpił Maksa” – Pomyślałam. Nastała niezręczna cisza. Przyglądałam się Willowi, a on mnie. Tę cisze przerwał Adam.
- Anabelle, może przejdziemy do mojego gabinetu i omówimy szczegóły naszej współpracy. – Zobaczyłam to w jego oczach. Rozpoznał mnie. Spojrzałam na Adama poirytowana.
- Nazywam się Ana. – Powiedziałam to głośniej niż chciałam. – Anabelle już nie ma. Odeszła. – Powiedziałam to prawie szeptem i ruszyłam do gabinetu mojego przyjaciela.



*********************************************************************

Kochani, dziękuję za miłe słowa. Bardzo się cieszę, ze podoba wam się to co piszę. Muszę przyznać, że na razie bardzo ciężko przebrnąć mi przez te pierwsze rozdziały. Mam już w głowie jak ma się rozwinąć akcja i chciałabym już o tym pisać, ale nie mogę:) Mówią, ze najtrudniejsze są początki:)   

Rozdział jest bardzo krótki, ale ważny, bo to swego rodzaju przełom w życiu Any. W moim życiu ostatnio też się wiele działo. Mam już prawie za sobą swoją pierwszą sesję. Jeszcze tylko kilka egzaminów i wymarzone ferie:) Mam nadzieję, ze już niedługo będę mogła dodawać posty regularnie :)