piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 5

„Przeszłość każdego człowieka 
jest w nim zamknięta jak karty książki,
którą on zna na pamięć,
a przyjaciele mogą przeczytać tylko tytuł.”   ~Virginia Wolf~


Z moich oczu popłynęły łzy. Poczułam ulgę. Tak bardzo tęskniłam za muzyką. Od tak dawna nie czułam cię tak dobrze….jak w domu. Nawet nie zauważyłam, że ktoś mnie obserwuje. To Był Will.
- Co ty tutaj robisz? – Zapytałam, ocierając łzy.
- To było wspaniałe. – Powiedział i podszedł bliżej. Usiadł koło mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Nie śpiewałam od dwóch lat. Dzisiaj to tylko wyjątek, który już się więcej nie powtórzy. – Powiedziałam to ostrzej niż chciałam. Na moją twarz znowu powróciła maska tak mi doskonale znana, która towarzyszy mi od lat. Dzisiaj….to tylko chwila słabości, na którą nie mogę sobie już nigdy pozwolić.
- Dlaczego?  - Zapytał, kiedy zaczęłam się zbierać do wyjścia.
- Nie rozumiem. – Każdy normalny człowiek zostawiłby mnie w spokoju, ale nie on.
- Dlaczego taka jesteś? Dlaczego się ukrywasz? – Zapytał, a ja nie wiedziałam co odpowiedzieć, ale on nie czekał na moją odpowiedź. – Muzyka to dar. To co grałaś…To samolubne pozbawiać tego innych, nie dzielić się takim darem z nimi.  – Byłam w lekkim szoku. – Uciekasz….chowasz się…- Spogląda mi prosto w oczy. – Ana, czego się boisz? – To pytanie wyrwało mnie z odrętwienia i szoku w jakim byłam.
- Kim ty jesteś, żeby mnie oceniać?! Co ty sobie myślisz?! Że co?! Że mnie znasz?! – Byłam wściekła. Jakim prawiem on mnie ocenia. – Nic o mnie nie wiesz! Nic! Nie masz prawa mnie oceniać! Zachowaj te bajeczki dla kogoś innego! – Will nie był zaszokowany. Stał i uśmiechał się, zadowolony z siebie. Ten uśmieszek jeszcze bardziej mnie rozwścieczył. Wstałam i wyszłam, trzaskając drzwiami.

                Wybiegłam ze studia, prawie zderzając się z Adamem.
- Ana, co się stało? – Nie odpowiedziałam mu. Byłam za bardzo wściekła. Nie chciałam pokłócić się jeszcze z nim. Obiecałam, ze mu pomogę, ale w tym momencie jakoś nie wyobrażam sobie współpracy z Will’em. Co mnie wgl podkusiło, żeby grać na tym fortepianie?!

W WYTWÓRNI

- Will, co ty zrobiłeś Anie? -  Zapytał mnie zaniepokojony Adam. Wiedziałem, ze on i „Tajemnicza Ana” są przyjaciółmi.
- Nic. Rozmawialiśmy. Powiedziałem, ze to co grała było niesamowite i… - Adam zaszokowany przerwał mi w połowie zdania.
- Ona grała?! Jak to grała?! – Krzyczał podekscytowany Adam, niedowierzając temu co mówie. Zbił mnie tym troszeczkę z tropu.
- Tak grała…i śpiewała. – Zobaczyłem w oczach swojego szefa…łzy? – Adam, o co chodzi? Kim ona jest? – Musiałem w końcu zadać to pytanie.
- Naprawdę jej nie poznałeś? – Zapytał już trochę spokojniej Adam. Wyraźnie spadł mu kamień z serca. – To Ana Lane…lub jak ktoś woli Anabelle. Duma naszej wytwórni. – Tak, teraz to wszystko zaczęło układać się w całość. To ona. Zacząłem pracować w wytwórni tuż po tym strasznym wypadku. Nigdy jej nie poznałem, ale oczywiście wiem kim ona jest.

                Mój telefon ciągle dzwonił. W końcu postanowiłam go wyłączyć. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Wiedziałam, że to dzwoni Adam, żeby zapytać co się stało. Niech mu wytłumaczy ten dupek.
                Szłam przed siebie, nie wiadomo dokąd i w jakim celu. I tak ta moja wściekłość doprowadziła mnie na cmentarz. Nie było mnie tu od pogrzebu. Może ja rzeczywiście uciekam i jestem tchórzem? Może Will miał rację?
                Usiadłam na ławeczce obok grobu Maksa. Były tam świeże kwiaty. Nic dziwnego, przecież dzisiaj jest rocznica jego śmierci. Na nagrobku widniał napis….Maksymilian John Miller ur. 15 maja 1987 r….zm. 11 grudnia 2012r….a pod spodem był cytat : „Będę cię kochać do końca życia. A jeżeli jest coś po­tem, będę cię kochać także po śmier­ci. Czy mnie rozumiesz? „ – Jonathan Carroll
                To był cytat, który…powiedział mi to…to było jego pierwsze wyznanie miłości. Jego ulubiony cytat…mój także. Znowu zaczęłam płakać. Tak bardzo za nim tęsknię. Nigdy nie byłam bardzo religijna…nie mówiłam do nagrobku, ale….
- Cześć, kochanie…dawno mnie tutaj nie było. – Mówiłam z zaciśniętym gardłem, a strumienie łez spływały po moich policzkach.- Pewnie myślałeś, że już o tobie nie pamiętam, ale to nieprawda….Bardzo za tobą tęsknie….brakuje mi ciebie. Nie tylko ty umarłeś tamtego dnia…ja także. – Poczułam czyjąś obecność za mną. Ktoś usiadł po chwili obok mnie….to był Will.


- Kochanie, znowu się spóźnimy do wytwórni, pospiesz się! – poganiał mnie jak zwykle Maks. Odkąd mieszkamy razem ciągle spóźniamy się do pracy. Nawet Adam pogroził nam ostatnio, że potrąci nam z pensji za te spóźnienia.
- Już, już….spieszę się. – Maks stał w najlepsze i przyglądał mi się jak biegam po mieszkaniu.
- Oj, kochanie…jesteś niemożliwa…czekam w samochodzie. – Maks wyszedł z mieszkania, a ja po 10 minutach byłam nareszcie gotowa i pojechaliśmy do wytwórni. Oczywiście spóźniliśmy się.


Ta poranna krzątanina i rutyna, w którą w pewnym momencie wpadliśmy, której tak bardzo nienawidziłam….tęsknię za tym. Odpłynęłam na chwilę w moich wspomnieniach i zapomniałam, ze obok mnie nadal siedzi Will.
- Co ty tutaj robisz? – Zapytałam, ocierając łzy.
- Siedzę. – Odpowiedział przekornie.
- Nie, po co tu przyszedłeś? – Zapytałam lekko zirytowana.
- Chciałem przeprosić. – Odpowiedział po chwili.
- Skąd wiedziałeś, że tutaj jestem? – Zapytałam z ciekawości.
- Adam powiedział mi, ze dzisiaj jest ten dzień, rocznica. – Wydawało mi się, ze jest lekko zakłopotany i nie wie jak ma się zachować. – Powiedział, ze możesz tutaj być. – Dokończył po chwili.
- Nie wiem dlaczego tutaj jestem. – Powiedziałam bez zastanowienia. – Nie chciałam tutaj dzisiaj przychodzić, nie było mnie tutaj od pogrzebu, ale jakimś cudem znalazłam się właśnie tutaj. – Myślałam na głos, a Will się nie odzywał. – To takie dziwne…to wszystko. Przyjechałam do Londynu, żeby raz na zawsze pożegnać się z przeszłością…myślałam, ze ze mną już wszystko dobrze, ale….- westchnęłam – Wiesz co mnie najbardziej w tobie wkurza? – Zapytała spoglądając na niego, a on odwrócił się i popatrzył z zainteresowaniem na mnie. – Że miałeś rację….miałeś cholerną rację….przez dwa lata uciekałam…zakopałam swoją przeszłość głęboko…i uciekałam jak tchórz. – Rozryczałam się już na całego. Will nic nie powiedział tylko objął mnie i przytulił, a ja płakałam. Siedzieliśmy tak bardzo długo aż się całkowicie uspokoiłam….potem siedzieliśmy nadal, bo dawno nie czułam się tak dobrze i bezpiecznie…wspominałam szczęśliwe chwile z Maksem…żegnałam się z nim. Muszę znowu zacząć żyć. Nie będzie to łatwe, ale spróbuję…dla niego…wiem, ze on by tego chciał.

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział, i ta scena na cmentarzu też super. Czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń