„Przeszłość każdego człowieka
jest w nim zamknięta jak karty książki,
którą on zna na pamięć,
a przyjaciele mogą przeczytać tylko tytuł.” ~Virginia Wolf~
Z moich oczu popłynęły
łzy. Poczułam ulgę. Tak bardzo tęskniłam za muzyką. Od tak dawna nie czułam cię
tak dobrze….jak w domu. Nawet nie zauważyłam, że ktoś mnie obserwuje. To Był
Will.
- Co ty tutaj robisz?
– Zapytałam, ocierając łzy.
- To było wspaniałe. –
Powiedział i podszedł bliżej. Usiadł koło mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Nie śpiewałam od
dwóch lat. Dzisiaj to tylko wyjątek, który już się więcej nie powtórzy. –
Powiedziałam to ostrzej niż chciałam. Na moją twarz znowu powróciła maska tak
mi doskonale znana, która towarzyszy mi od lat. Dzisiaj….to tylko chwila
słabości, na którą nie mogę sobie już nigdy pozwolić.
- Dlaczego? - Zapytał, kiedy zaczęłam się zbierać do
wyjścia.
- Nie rozumiem. –
Każdy normalny człowiek zostawiłby mnie w spokoju, ale nie on.
- Dlaczego taka
jesteś? Dlaczego się ukrywasz? – Zapytał, a ja nie wiedziałam co odpowiedzieć,
ale on nie czekał na moją odpowiedź. – Muzyka to dar. To co grałaś…To samolubne
pozbawiać tego innych, nie dzielić się takim darem z nimi. – Byłam w lekkim szoku. – Uciekasz….chowasz
się…- Spogląda mi prosto w oczy. – Ana, czego się boisz? – To pytanie wyrwało
mnie z odrętwienia i szoku w jakim byłam.
- Kim ty jesteś, żeby mnie oceniać?! Co ty sobie myślisz?! Że co?! Że mnie
znasz?! – Byłam wściekła. Jakim prawiem on mnie ocenia. – Nic o mnie nie wiesz!
Nic! Nie masz prawa mnie oceniać! Zachowaj te bajeczki dla kogoś innego! – Will
nie był zaszokowany. Stał i uśmiechał się, zadowolony z siebie. Ten uśmieszek
jeszcze bardziej mnie rozwścieczył. Wstałam i wyszłam, trzaskając drzwiami.
Wybiegłam ze studia, prawie
zderzając się z Adamem.
- Ana, co się stało? –
Nie odpowiedziałam mu. Byłam za bardzo wściekła. Nie chciałam pokłócić się
jeszcze z nim. Obiecałam, ze mu pomogę, ale w tym momencie jakoś nie wyobrażam
sobie współpracy z Will’em. Co mnie wgl podkusiło, żeby grać na tym
fortepianie?!
W WYTWÓRNI
- Will, co ty zrobiłeś Anie? - Zapytał mnie zaniepokojony Adam. Wiedziałem,
ze on i „Tajemnicza Ana” są przyjaciółmi.
- Nic. Rozmawialiśmy. Powiedziałem, ze to co
grała było niesamowite i… - Adam zaszokowany przerwał mi w połowie zdania.
- Ona grała?! Jak to grała?! – Krzyczał
podekscytowany Adam, niedowierzając temu co mówie. Zbił mnie tym troszeczkę z
tropu.
- Tak grała…i śpiewała. – Zobaczyłem w oczach
swojego szefa…łzy? – Adam, o co chodzi? Kim ona jest? – Musiałem w końcu zadać
to pytanie.
- Naprawdę jej nie poznałeś? – Zapytał już
trochę spokojniej Adam. Wyraźnie spadł mu kamień z serca. – To Ana Lane…lub jak
ktoś woli Anabelle. Duma naszej wytwórni. – Tak, teraz to wszystko zaczęło
układać się w całość. To ona. Zacząłem pracować w wytwórni tuż po tym strasznym
wypadku. Nigdy jej nie poznałem, ale oczywiście wiem kim ona jest.
Mój telefon ciągle dzwonił. W
końcu postanowiłam go wyłączyć. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać.
Wiedziałam, że to dzwoni Adam, żeby zapytać co się stało. Niech mu wytłumaczy
ten dupek.
Szłam przed siebie, nie wiadomo
dokąd i w jakim celu. I tak ta moja wściekłość doprowadziła mnie na cmentarz.
Nie było mnie tu od pogrzebu. Może ja rzeczywiście uciekam i jestem tchórzem?
Może Will miał rację?
Usiadłam na ławeczce obok
grobu Maksa. Były tam świeże kwiaty. Nic dziwnego, przecież dzisiaj jest
rocznica jego śmierci. Na nagrobku widniał napis….Maksymilian John Miller ur. 15
maja 1987 r….zm. 11 grudnia 2012r….a pod spodem był cytat : „Będę cię kochać do końca życia.
A jeżeli jest coś potem, będę cię kochać także po śmierci.
Czy mnie rozumiesz? „ – Jonathan Carroll …
To był cytat, który…powiedział
mi to…to było jego pierwsze wyznanie miłości. Jego ulubiony cytat…mój także.
Znowu zaczęłam płakać. Tak bardzo za nim tęsknię. Nigdy nie byłam bardzo
religijna…nie mówiłam do nagrobku, ale….
- Cześć, kochanie…dawno mnie tutaj nie było. – Mówiłam z zaciśniętym
gardłem, a strumienie łez spływały po moich policzkach.- Pewnie myślałeś, że
już o tobie nie pamiętam, ale to nieprawda….Bardzo za tobą tęsknie….brakuje mi
ciebie. Nie tylko ty umarłeś tamtego dnia…ja także. – Poczułam czyjąś obecność
za mną. Ktoś usiadł po chwili obok mnie….to był Will.
-
Kochanie, znowu się spóźnimy do wytwórni, pospiesz się! – poganiał mnie jak
zwykle Maks. Odkąd mieszkamy razem ciągle spóźniamy się do pracy. Nawet Adam
pogroził nam ostatnio, że potrąci nam z pensji za te spóźnienia.
- Już, już….spieszę
się. – Maks stał w najlepsze i przyglądał mi się jak biegam po mieszkaniu.
- Oj, kochanie…jesteś niemożliwa…czekam w samochodzie. – Maks wyszedł z
mieszkania, a ja po 10 minutach byłam nareszcie gotowa i pojechaliśmy do
wytwórni. Oczywiście spóźniliśmy się.
Ta poranna krzątanina i rutyna, w którą w pewnym momencie
wpadliśmy, której tak bardzo nienawidziłam….tęsknię za tym. Odpłynęłam na
chwilę w moich wspomnieniach i zapomniałam, ze obok mnie nadal siedzi Will.
- Co ty tutaj robisz? – Zapytałam, ocierając łzy.
- Siedzę. – Odpowiedział przekornie.
- Nie, po co tu przyszedłeś? – Zapytałam lekko zirytowana.
- Chciałem przeprosić. – Odpowiedział po chwili.
- Skąd wiedziałeś, że tutaj jestem? – Zapytałam z
ciekawości.
- Adam powiedział mi, ze dzisiaj jest ten dzień, rocznica. –
Wydawało mi się, ze jest lekko zakłopotany i nie wie jak ma się zachować. –
Powiedział, ze możesz tutaj być. – Dokończył po chwili.
- Nie wiem dlaczego tutaj jestem. – Powiedziałam bez
zastanowienia. – Nie chciałam tutaj dzisiaj przychodzić, nie było mnie tutaj od
pogrzebu, ale jakimś cudem znalazłam się właśnie tutaj. – Myślałam na głos, a
Will się nie odzywał. – To takie dziwne…to wszystko. Przyjechałam do Londynu, żeby
raz na zawsze pożegnać się z przeszłością…myślałam, ze ze mną już wszystko
dobrze, ale….- westchnęłam – Wiesz co mnie najbardziej w tobie wkurza? –
Zapytała spoglądając na niego, a on odwrócił się i popatrzył z zainteresowaniem
na mnie. – Że miałeś rację….miałeś cholerną rację….przez dwa lata uciekałam…zakopałam
swoją przeszłość głęboko…i uciekałam jak tchórz. – Rozryczałam się już na
całego. Will nic nie powiedział tylko objął mnie i przytulił, a ja płakałam.
Siedzieliśmy tak bardzo długo aż się całkowicie uspokoiłam….potem siedzieliśmy
nadal, bo dawno nie czułam się tak dobrze i bezpiecznie…wspominałam szczęśliwe
chwile z Maksem…żegnałam się z nim. Muszę znowu zacząć żyć. Nie będzie to łatwe,
ale spróbuję…dla niego…wiem, ze on by tego chciał.
Z moich oczu popłynęły
łzy. Poczułam ulgę. Tak bardzo tęskniłam za muzyką. Od tak dawna nie czułam cię
tak dobrze….jak w domu. Nawet nie zauważyłam, że ktoś mnie obserwuje. To Był
Will.
- Co ty tutaj robisz?
– Zapytałam, ocierając łzy.
- To było wspaniałe. –
Powiedział i podszedł bliżej. Usiadł koło mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Nie śpiewałam od
dwóch lat. Dzisiaj to tylko wyjątek, który już się więcej nie powtórzy. –
Powiedziałam to ostrzej niż chciałam. Na moją twarz znowu powróciła maska tak
mi doskonale znana, która towarzyszy mi od lat. Dzisiaj….to tylko chwila
słabości, na którą nie mogę sobie już nigdy pozwolić.
- Dlaczego? - Zapytał, kiedy zaczęłam się zbierać do
wyjścia.
- Nie rozumiem. –
Każdy normalny człowiek zostawiłby mnie w spokoju, ale nie on.
- Dlaczego taka
jesteś? Dlaczego się ukrywasz? – Zapytał, a ja nie wiedziałam co odpowiedzieć,
ale on nie czekał na moją odpowiedź. – Muzyka to dar. To co grałaś…To samolubne
pozbawiać tego innych, nie dzielić się takim darem z nimi. – Byłam w lekkim szoku. – Uciekasz….chowasz
się…- Spogląda mi prosto w oczy. – Ana, czego się boisz? – To pytanie wyrwało
mnie z odrętwienia i szoku w jakim byłam.
- Kim ty jesteś, żeby mnie oceniać?! Co ty sobie myślisz?! Że co?! Że mnie
znasz?! – Byłam wściekła. Jakim prawiem on mnie ocenia. – Nic o mnie nie wiesz!
Nic! Nie masz prawa mnie oceniać! Zachowaj te bajeczki dla kogoś innego! – Will
nie był zaszokowany. Stał i uśmiechał się, zadowolony z siebie. Ten uśmieszek
jeszcze bardziej mnie rozwścieczył. Wstałam i wyszłam, trzaskając drzwiami.
Wybiegłam ze studia, prawie
zderzając się z Adamem.
- Ana, co się stało? –
Nie odpowiedziałam mu. Byłam za bardzo wściekła. Nie chciałam pokłócić się
jeszcze z nim. Obiecałam, ze mu pomogę, ale w tym momencie jakoś nie wyobrażam
sobie współpracy z Will’em. Co mnie wgl podkusiło, żeby grać na tym
fortepianie?!
W WYTWÓRNI
- Will, co ty zrobiłeś Anie? - Zapytał mnie zaniepokojony Adam. Wiedziałem,
ze on i „Tajemnicza Ana” są przyjaciółmi.
- Nic. Rozmawialiśmy. Powiedziałem, ze to co
grała było niesamowite i… - Adam zaszokowany przerwał mi w połowie zdania.
- Ona grała?! Jak to grała?! – Krzyczał
podekscytowany Adam, niedowierzając temu co mówie. Zbił mnie tym troszeczkę z
tropu.
- Tak grała…i śpiewała. – Zobaczyłem w oczach
swojego szefa…łzy? – Adam, o co chodzi? Kim ona jest? – Musiałem w końcu zadać
to pytanie.
- Naprawdę jej nie poznałeś? – Zapytał już
trochę spokojniej Adam. Wyraźnie spadł mu kamień z serca. – To Ana Lane…lub jak
ktoś woli Anabelle. Duma naszej wytwórni. – Tak, teraz to wszystko zaczęło
układać się w całość. To ona. Zacząłem pracować w wytwórni tuż po tym strasznym
wypadku. Nigdy jej nie poznałem, ale oczywiście wiem kim ona jest.
Mój telefon ciągle dzwonił. W
końcu postanowiłam go wyłączyć. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać.
Wiedziałam, że to dzwoni Adam, żeby zapytać co się stało. Niech mu wytłumaczy
ten dupek.
Szłam przed siebie, nie wiadomo
dokąd i w jakim celu. I tak ta moja wściekłość doprowadziła mnie na cmentarz.
Nie było mnie tu od pogrzebu. Może ja rzeczywiście uciekam i jestem tchórzem?
Może Will miał rację?
Usiadłam na ławeczce obok
grobu Maksa. Były tam świeże kwiaty. Nic dziwnego, przecież dzisiaj jest
rocznica jego śmierci. Na nagrobku widniał napis….Maksymilian John Miller ur. 15
maja 1987 r….zm. 11 grudnia 2012r….a pod spodem był cytat : „Będę cię kochać do końca życia.
A jeżeli jest coś potem, będę cię kochać także po śmierci.
Czy mnie rozumiesz? „ – Jonathan Carroll …
To był cytat, który…powiedział
mi to…to było jego pierwsze wyznanie miłości. Jego ulubiony cytat…mój także.
Znowu zaczęłam płakać. Tak bardzo za nim tęsknię. Nigdy nie byłam bardzo
religijna…nie mówiłam do nagrobku, ale….
- Cześć, kochanie…dawno mnie tutaj nie było. – Mówiłam z zaciśniętym
gardłem, a strumienie łez spływały po moich policzkach.- Pewnie myślałeś, że
już o tobie nie pamiętam, ale to nieprawda….Bardzo za tobą tęsknie….brakuje mi
ciebie. Nie tylko ty umarłeś tamtego dnia…ja także. – Poczułam czyjąś obecność
za mną. Ktoś usiadł po chwili obok mnie….to był Will.
-
Kochanie, znowu się spóźnimy do wytwórni, pospiesz się! – poganiał mnie jak
zwykle Maks. Odkąd mieszkamy razem ciągle spóźniamy się do pracy. Nawet Adam
pogroził nam ostatnio, że potrąci nam z pensji za te spóźnienia.
- Już, już….spieszę
się. – Maks stał w najlepsze i przyglądał mi się jak biegam po mieszkaniu.
- Oj, kochanie…jesteś niemożliwa…czekam w samochodzie. – Maks wyszedł z
mieszkania, a ja po 10 minutach byłam nareszcie gotowa i pojechaliśmy do
wytwórni. Oczywiście spóźniliśmy się.
Ta poranna krzątanina i rutyna, w którą w pewnym momencie
wpadliśmy, której tak bardzo nienawidziłam….tęsknię za tym. Odpłynęłam na
chwilę w moich wspomnieniach i zapomniałam, ze obok mnie nadal siedzi Will.
- Co ty tutaj robisz? – Zapytałam, ocierając łzy.
- Siedzę. – Odpowiedział przekornie.
- Nie, po co tu przyszedłeś? – Zapytałam lekko zirytowana.
- Chciałem przeprosić. – Odpowiedział po chwili.
- Skąd wiedziałeś, że tutaj jestem? – Zapytałam z
ciekawości.
- Adam powiedział mi, ze dzisiaj jest ten dzień, rocznica. –
Wydawało mi się, ze jest lekko zakłopotany i nie wie jak ma się zachować. –
Powiedział, ze możesz tutaj być. – Dokończył po chwili.
- Nie wiem dlaczego tutaj jestem. – Powiedziałam bez
zastanowienia. – Nie chciałam tutaj dzisiaj przychodzić, nie było mnie tutaj od
pogrzebu, ale jakimś cudem znalazłam się właśnie tutaj. – Myślałam na głos, a
Will się nie odzywał. – To takie dziwne…to wszystko. Przyjechałam do Londynu, żeby
raz na zawsze pożegnać się z przeszłością…myślałam, ze ze mną już wszystko
dobrze, ale….- westchnęłam – Wiesz co mnie najbardziej w tobie wkurza? –
Zapytała spoglądając na niego, a on odwrócił się i popatrzył z zainteresowaniem
na mnie. – Że miałeś rację….miałeś cholerną rację….przez dwa lata uciekałam…zakopałam
swoją przeszłość głęboko…i uciekałam jak tchórz. – Rozryczałam się już na
całego. Will nic nie powiedział tylko objął mnie i przytulił, a ja płakałam.
Siedzieliśmy tak bardzo długo aż się całkowicie uspokoiłam….potem siedzieliśmy
nadal, bo dawno nie czułam się tak dobrze i bezpiecznie…wspominałam szczęśliwe
chwile z Maksem…żegnałam się z nim. Muszę znowu zacząć żyć. Nie będzie to łatwe,
ale spróbuję…dla niego…wiem, ze on by tego chciał.
Świetny rozdział, i ta scena na cmentarzu też super. Czekam na kolejny :*
OdpowiedzUsuń